Dzień 16 zaczynam trochę niechętnie, jednak nie możemy sobie pozwalać na cotygodniową przerwę kuracyjną. Z tą myślą kładłem się wczoraj spać. O dziwo ogórkowo-wodne zatrucie wydaje się ustępować i jest nadzieja na w miarę normalną jazdę. Nie wiem tylko czy to zasługa mojego organizmu, czy tabletki którą zaserwował mi gospodarz. Kiedy ledwo się przebudziłem odzywa się Piotrek, że trzeba się pakować i czym prędzej znikać. Miałem ochotę poleżeć jeszcze trochę, ale po rozsunięciu zamka namiotu zobaczyłem jakiegoś gościa w bladoniebieskiej koszuli, który (jak twierdzi Piotrek) przyszedł do roboty. Uśmiecha się przyjacielsko, coś mówi w moim kierunku, dopala papierosa i bierze się za robienie betonu. Do ogromnej metalowej beczki wsypuje kilka łopat piasku, dolewa spore ilości wody i z werwą miesza wszystko jakąś deską… Bez żadnej betoniarki, wszystko ręcznie. Trochę pogadaliśmy na migi. Pan w bladoniebieskiej koszuli tłumaczył chyba, że całą odbudową zajmują się tylko dwie osoby. On i wczorajszy gospodarz w różowej koszuli. Zresztą słowa są niepotrzebne i wszystko jest zrozumiałe kiedy ktoś wskazuje na przemian na kafelki w niedokończonej łazience i na siebie, na nowo wstawione okno i znowu na siebie, a potem wykonuje gest obracając dłonie wewnętrzną stroną ku górze i trzymając je na wysokości swoich bioder, zaczyna się obracać wokoło swojej osi, sugerując, że to wszystko jego robota. Ja nie pozostałem dłużny i także postarałem się wytłumaczyć, że w Polsce dorabiam tak samo. No wie Pan, ja w Lahestan – i pokazuję na ścianę, na kafelki i udaję że coś wiercę, dodając przy tym efekty dźwiękowe, którym bliżej do tych wydawanych wczoraj przez mój żołądek aniżeli wiertarki. Kalambury z rana jest lepsze niż rozgrzewka. Jeszcze trochę poćwiczymy i osiągniemy mistrzowski poziom w dogadywaniu się bez używania słów. ;) Po kilku obrotach deską przyszedł czas na przerwę i zapalenie kolejnego miedzyczasie przychodzi gospodarz, ubrany tak samo jak wczoraj w różową koszulę i pyta szeroko się uśmiechając jak tam moje zdrowie. Dziękuję i cały czas przyglądam się jego różowej, lekko blednącej koszuli. Kobieta pewnie nazwała by ten kolor jakoś w bardziej wyszukany sposób, ale dla mnie jest to różowy i w dodatku za cholerę nie pasujący do faceta. Nie będę udzielał tutaj porad modowych, ale nie pasuje mi to i już. Irańczycy w ogóle chodzą bardzo elegancko ubrani. Większość ma koszulę, spodnie, starsi ludzie do kompletu zakładają jeszcze czasem marynareczkę, a wszystko to ładnie dopasowane i wyprasowane. Do tego zestawu u nas każdy facet dołożył by jeszcze krawat, ale ten jest kompletnie niepopularny w tym kraju i uważany przez najwyższych przywódców za symbol zachodniej kultury. Czasem zdarzają się ludzie noszący krawaty, jacyś biznesmeni czy inne zwesternizowane persony ale niewiele. Faktycznie krawat został został zabroniony przez samego ajatollacha Ali Chamenei. Były prezydent Achmadineżad co prawda powiedział kiedyś na przekór zachodnim mediom, że nikt mu nie zabroni nosić krawatu (mimo, że nie nosił), czym jednak trochę naraził swoim duchownym przełożonym. Co ciekawe po Watykanie, Iran jest jedynym państwem rządzonym przez duchownych. Tak po prawdzie to rządzi tutaj organ zwany Radą Strażników Rewolucji i to on ma faktyczną władzę, a nie prezydent. To oni mogą wetować ustawy parlamentu, selekcjonować kandydatów startujących w wyborach prezydenckich i to oni także mogą wykopać prezydenta z posady. Irańska karta SIM Jutro mamy w planie dotrzeć do Tabriz gdzie czeka na nas Arman. Tam też mamy plan zawitać na dwa dni, ale żeby najpierw skontaktować się z Armanem musimy załatwić sobie irańską kartę SIM do telefonu. Zagraniczne karty SIM, podobnie jak karty bankomatowe nie działają w Iranie z powodu nałożonych międzynarodowych sankcji na ten kraj. Mogłoby się wydawać, że nie ma nic prostszego w kupowaniu karty SIM – idziesz do kiosku, pukasz palcem w tylną klapkę telefonu, powtarzasz kilka razy SIM i kupujesz kartę. Niestety nie w Iranie. Po 10 kilometrach porannej jazdy docieramy do Verzagan – jednego wielkiego placu budowy. Jak wspominałem w poprzednim wpisie – region ten rok temu został nawiedziony przez silne trzęsienie ziemi. W pył obróciło się blisko 12000 domów, a życie straciło ponad 300 osób. Wielka tragedia. Wszędzie wystają gołe, betonowe konstrukcje, produkcja cegieł idzie pełną parą, a na każdym zakręcie długie pręty zbrojeniowe są cięte na mniejsze kawałki. Wszędzie gruz, kurz i jedna wielka mobilizacja. Podjeżdżam pod sklep z telefonami komórkowymi i radośnie oświadczam, że chciałem nabyć kartę SIM. Pan jednak kiwa głową, że muszę udać się w tym celu na pocztę, bo on sprzedaje tylko same telefony. Wszystko super, mam już trop – tylko gdzie tu jest poczta. Widząc naszą konsternację, właściciel sklepu każe zawołać jakiegoś młodego pachołka, który w te pędy bierze rower, rzuca szybkie folow me (za mną) i prowadzi nas kolejnymi zatłoczonymi drogami do jedynego oddziału poczty w mieście. Tak się składa, że młody całkiem nieźle radzi sobie z angielskim, więc problem z komunikacją mamy na tę chwilę rozwiązany. W Iranie głównymi sprzedawcami w wszelakich sklepach i restauracjach są mężczyźni. Tutaj jednak cały urząd pocztowy obsługiwany jest przez cztery dość młode, śliczne dziewczyny, ubrane przykładnie w czarny Hidżab. Cała procedura trwała grubo ponad 30 minut. Młodzian wszystko za nas załatwił po czym wręczył nam kartę z niejakiej sieci MCI. My tylko musieliśmy zostawić odcisk palca, ksero paszportu oraz uiścić zapłatę w wysokości riali – czyli jakieś 5 złotych. Jest to też zarazem nasze doładowanie i wystarczy nam to do samego wyjazdu z Iranu. Jeśli zaś ktoś by chciał korzystać z Internetu w Iranie, to też jest taka możliwość. W stronę Tabriz Do Tabriz mamy zaledwie 80 kilometrów i to praktycznie cały czas z górki. Dystans nie jest wielki i bez problemu do zrobienia dzisiaj, jednak zastanawiamy się czy warto wjeżdżać dzisiaj do tego ogromnego miasta. Wychodzi na to, że lepiej będzie jeśli do Tabriz wjedziemy dopiero jutro z rana aniżeli późnym popołudniem dzisiaj. Będziemy mieć więcej czasu na zalezienie Armana i cały dzień na poznanie miasta. Dzięki temu praktycznie cały dzień się obijamy i mamy mnóstwo czas na poznawanie Irańczyków. Tłumaczenie gdzie leży nasz Lahestan i że wcale nie jestem z Alemanii (Niemiec) jak to wszystkim sugerują moje blond włosy. Co ciekawe ludzie często pytają nas o pochodzenie i dla zabawy sami prowokujemy ich do zgadywania naszej narodowości. O ile ja prawie zawsze jestem Niemcem o tyle Piotrek ze swoją brodą i ciemniejsza karnacją jest znacznie częściej przypisywany Pakistanowi, Talibom czy Arabom – aniżeli Europie. Namioty rozbijamy w szczerym polu, niespełna 10 kilometrów przed Tabriz. Okolica surowa, malutko roślinności, ale mimo, że ziemia spalona słońcem to gdzieniegdzie rosną jakieś arbuzy czy coś dyniopodobne twory. Różnokolorowe łagodne formacje skalne kontrastują zaś z tymi mniejszymi, spontanicznie poszarpanymi i kanciastymi. Wszystko to składa się w harmonijną, piękną całość i tylko ktoś mógłby wyciszyć ten pogłos dochodzący z niedaleko biegnącej drogi. Waluta, Ceny jedzenia i transport w Iranie Jako, że kilometrów do przejechania mamy dzisiaj niewiele, to też jest sporo czasu na rozgryzienie Irańskiej waluty. Rozciągamy maty dmuchane na trawie w cieniu kilku niewielkich drzew, wyciągamy karteczki, długopisy i jak za dawnych lat w gimnazjum walczymy z proporcjami. Jak się okazuje nie jest to takie łatwe, a od przeliczania może naprawdę rozboleć głowa. Najpierw riale na dolary, potem riale na złote, dla pewności jeszcze złote na dolary i to nie koniec. Wydawałoby się, dla utrudnienia życia podróżnym w Iranie stosuje się także Tomany – będące nieoficjalną jednostką, zamiennikiem dla Riala. Często właśnie ceny podawane są w Tomanach i należy pytać sprzedawców czy pokazując na kalkulatorze do zapłaty ma na myśli riale czy Tomany. Różnica pomiędzy Tomanem a rialem to tylko jedno zero (1 toman = 10 riali) ale wprowadza czasem spory zamęt. Poza tym przy tak szybko postępującej inflacji powinni pomyśleć o lekkiej aktualizacji Tomanów i dodać kilka zer do puli. żółte arbuzy są żółte podobno dlatego, że w tym regionie czerpią z gleby jakiś pierwiastek chemiczny nadający im kolor. Iran jak na nasza skromną studencką kieszeń jest dość tanim krajem. Poniżej przykładowe ceny w Iranie towarów i usług: CocaCola 1,75l– riali (~2,5zł) Podróbka Coli 1,5l – riali (1,5zł) Paczka ciastek – od riali (1zł) puszka tuńczyka – riali (3zł) lody – od 6000 riali (60gr)[/col] chleb – 2000- 5000 riali (20-50gr) Wódka na czarnym rynku – powyżej 20 dolarów (~60zł) Piwo na czarnym rynku – powyżej 8 dolarów (~25zł) Fajka wodna – i więcej za jedno palenie (3zł) Bus VIP – czyli dalekobieżne autobusy jeżdżące po całym kraju – kosztują przykładowo riali (~20zł) za 800 kilometrów z Tabriz do Kashan. Cena zawiera także rower, więc należy liczyć, że za osobę powinno być o połowę taniej. Samochód osobowy Samand ~8000$, Zamayd 7000$, a litr benzyny w granicach 5000 riali – czyli jakieś 70 groszy. Najnowsze ceny z 2015 roku opisał u siebie także Osmol. Serdecznie zapraszam do jego wpisu! Samochody. Każdy kraj ma swoje ulubione samochody dostawcze, które u nas są postrzegane głównie w kategoriach autostopowania z rowerem. Tak jak w Gruzji i Armenii popularne były stare radzieckie Ziły, tak tutaj głównymi samochodami transportowymi są wspomniane wyżej popularne niebieskie auta marki Zamayd. Wożą wszystko i są wszędzie. Dosłownie wszędzie! Jeśli dokładnie przyjrzycie się galerii z tego i następnych dni, czy to zdjęciom robionym w miastach, czy gdzieś na kompletnym zadupiu z pewnością znajdziecie jakiegoś Zamayda. W ogóle w Iranie bardzo prężnie działa produkcja są to oczywiście auta mogące konkurować z zachodnimi czy daleko wschodnimi firmami, ale są za to Irańskie i mogą być z tego Irańczycy dumni. Chociażby sławne Paykany już nieprodukowane, Saipany, Samandy, Tondar 90 (będący repliką Dacii Logan), MVM, Khodro, czy też bardzo popularne Peugeoty. Iran zapłacił francuzom za technologię i transfer wiedzy do produkcji tych ostatnich i klepie Peugeoty na swój własny rynek już od 1990 roku.
Bushehr jest zasilany przez uran produkowany w Rosji, a nie w Iranie i jest monitorowany przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej ONZ. Tymczasem w telewizyjnym programie z Natanz
Prezydent Iranu Hasan Rowhani oświadczył w piątek, że władze podnoszą o połowę ceny benzyny, aby wspomóc ludność kraju "w drodze redystrybucji dóbr, nie zaś w celu zmniejszenia deficytu budżetowego". Rząd zapowiedział pierwsze wypłaty dla rodzin już za 10 dni. Pogrążony w ciężkim kryzysie gospodarczym Iran należy do krajów, w których paliwa płynne są najwyżej subwencjonowane: dotąd cena litra benzyny ustalona była przez rząd na poziomie 10 tys. riali (0,91 zł). "Środki uzyskane z podwyższenia ceny paliw pozwolą przyjść z pomocą warstwom ludności przeżywającym trudności ekonomiczne, to jest 75 procentom Irańczyków" - oświadczył Rowhani na posiedzeniu rządu, jak podała oficjalna agencja prasowa Irna. "Irańczycy nie powinni myśleć, iż rząd robi to, aby stawić czoło trudnościom gospodarczym, ponieważ ani jeden uzyskany w ten sposób rial nie trafi do kasy publicznej" - zapewnił prezydent. Każdy irański kierowca ma specjalną kartę, dzięki której będzie mógł kupić 60 litrów benzyny na miesiąc, płacąc 15 tys. riali (1,37 zł) za litr. Jednak każdy następny litr paliwa zakupiony w tym samym miesiącu będzie go kosztował dwukrotnie drożej. Karty zostały wprowadzone w 2007 roku w ramach walki z przemytem taniej irańskiej benzyny. System ten stopniowo porzucono, ale w listopadzie 2018 roku rząd wprowadził go ponownie. Według Rowhaniego, dochody ze sprzedaży paliwa płynnego po podwyższonej cenie przyniosą poprawę sytuacji materialnej 60 milionów Irańczyków. Pierwsze wypłaty pochodzące ze środków uzyskanych dzięki podwyżce mają nastąpić już za 10 dni - zapowiedział szef resortu planowania i budżetu w irańskim rządzie, Mohammad Baghir Nobacht, cytowany przez Irnę. Każde małżeństwo ma otrzymać po 550 tys. riali (ok. 50 zł), a każda rodzina od pięciu osób wzwyż - 2 mln (ok. 183 zł). Wobec dotychczasowych niskich cen paliw płynnych 80-milionowa ludność kraju zużywała przeciętnie ponad 90 mln litrów paliw dziennie, z czego 10 do 20 mln przemycano głównie do Pakistanu. Przemyt paliw z Iranu podwoił się po wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z porozumienia nuklearnego z Iranem zawartego w 2015 roku. Inflacja w Iranie według Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynosi obecnie ponad 40 proc., gospodarka skurczy się w tym roku o 9 proc., podczas gdy w 2020 r. przyrost gospodarczy będzie zerowy. >>> Czytaj też: MAEA: W nieznanym dotąd obiekcie w Iranie znaleziono ślady uranuW lipcu 2019 r. za 1€ otrzymywało się w kantorze na lotnisku w Teheranie 147 000 IRR. Na lotnisku nie uda nam się wymienić zwykle więcej niż 50€. Tyle wystarczy jednak, żeby stać się milionerem z ponad 7 000 000 riali w niedomykającym się od banknotów portfelu.Gdzie sprzedaje się więcej nowych samochodów – w Iranie czy w Polsce? Które modele kupują irańscy kierowcy? I z jakimi problemami muszą się mierzyć? Rynek samochodów w Iranie należy do najbardziej egzotycznych z punktu widzenia Polaka. Większości marek znanych z Europy czy Azji po prostu tam nie ma, za co odpowiadają przede wszystkim surowe sankcje gospodarcze nakładane na ten kraj. Na liście bestsellerów od Tebrizu aż po Czabahar królują modele produkcji krajowej, zwykle oparte na starszych konstrukcjach zachodnich. Sprzedaż samochodów w Iranie: w 2019 r. zarejestrowano tam 779 740 nowych aut. To aż o 33,4 proc. mniej niż w 2018 r. Dla porównania, w Polsce rok 2019 był rekordowy – kupiono wtedy 555 609 nowych samochodów. Irański rynek jest więc o wiele większy od polskiego, ale przecież mówimy o 81-milionowym kraju. Iran ma mniej więcej tyle samo ludności, co Niemcy. Za Odrą w 2019 r. sprzedano 3 607 258 nowych aut. Z drugiej strony, podobnej wielkości rynkiem jest też Turcja. Co ciekawe, tam sprzedano tylko 479 tysięcy egzemplarzy. Warto jednak pamiętać o tym, że Irańczycy ze względu na wspomniane sankcje gospodarcze są niejako „skazani” na zakup aut nowych. Import samochodów używanych do Iranu prawie nie istnieje i jest obwarowany bardzo surowymi przepisami i opłatami. Mogliśmy się o tym przekonać np. podczas głośnej zbiórki na nowy ciągnik dla irańskiego kierowcy, który utknął w Polsce. Dlatego Irańczyk nie staje przed bliskim sercu polskich kierowców dylematem „nowy wóz segmentu B czy używany klasy premium z Niemiec”. Ale czymś jeździć musi. Jak powiedziała mi Karolina Jakubiak, która zajmuje się tematyką irańską, samochód ma dla Irańczyka rolę demokratyzującą. Może być wyborem albo fanaberią, ale często jest po prostu koniecznością. Rozwój transportu zbiorowego widać dopiero w ostatnich latach. Nadal to prywatne auto pozostaje głównym sposobem, żeby dotrzeć do pracy albo podtrzymać wyjątkowo ważne dla Irańczyków więzi rodzinne. Nowe samochody bywają oferowane w systemie argentyńskim. Taki sposób był popularny w Polsce w latach 90, ale od 2004 r. jest już nielegalny. Chodzi o to, że kupujący musi zacząć już płacić raty, a później wziąć udział w losowaniu dostępnego egzemplarza. Jeśli ma pecha, czeka na wymarzone auto wiele miesięcy i dostaje je dopiero wtedy, gdy zapłaci już całą kwotę. Albo i więcej. Najlepiej sprzedającym się modelem w Iranie w 2019 r. była Saipa Pride. SAIPA to firma z Teheranu istniejąca od lat 60. Na początku zajmowała się składaniem Citroenów na licencji, obecnie produkuje głównie modele oparte na technologii marki Kia sprzed lat. Pride to jej „wieczny bestseller”. Lideruje irańskiej liście sprzedaży już szesnasty rok z rzędu. Można go kupić w wersji hatchback, kombi, sedan lub w odmianie użytkowej. Bazuje na Kii o tej samej nazwie, która z kolei powstała jako inna wersja Forda Festivy. Mówimy więc o konstrukcji z lat 80. To oczywiście przekłada się na znikomy poziom bezpieczeństwa. Jak podaje anglojęzyczny, irański dziennik „Financial Tribune”, 34 proc. z tych, którzy w ciągu ostatnich 11 lat zginęli na tamtejszych drogach, jechało Saipami Pride. Czyli 70 056 osób odbyło tym modelem ostatnią jazdę w życiu. To tak, jakby zginął w nim np. cały polski Lubin. Można brać Saipę w obronę i tłumaczyć wynik ogromną popularnością tego samochodu na drogach. Ale wystarczy spojrzeć na jego nadwozie, by zrozumieć, że to po prostu trumna na kołach. Popularny jest także model Saipa Tiba. Jest nieco większy i nowocześniejszy. Złożono go z elementów Kii Pride, ale i Kii Rio i Geely CK. W 2018 r. prawie przegonił Saipę Pride na liście przebojów sprzedaży, ale rok później zanotował znaczący spadek zainteresowania (o niemal 11 proc.). Tymczasem wyniki Pride są stabilne i spadły tylko o 1,8 proc. Odpowiada za to głównie cena starszego z modeli. Irańczycy kupują ten wóz nie dlatego, że go lubią, ale dlatego, że jest tani. Tamtejsi kierowcy chętnie decydują się też na Peugeoty, wytwarzane przez konsorcjum Iran Khodro. Najchętniej na 206, ale tuż za nim znalazło się 405 (znane również jako Pars), które niedawno wróciło do produkcji w Azerbejdżanie i jest uporczywie podtrzymywane przy życiu przez kolejne liftingi. Popularny jest Iran Khodro Samand (znany być może tym z czytelników, którzy uważnie przeczytali tzw. bio przy moim nazwisku), również oparty na technice Peugeota 405. Ciekawostka: po Warszawie jeździ co najmniej jeden egzemplarz tego modelu. Ciągle na niego poluję. Na liście bestsellerów znowu pojawił się Zamyad Z24. Ta ciekawostka może spodobać się tym, którzy czytali niedawny tekst o numerze jeden na liście sprzedaży w Kazachstanie, czyli o UAZ-ie Buchanka. Podobnie jak UAZ, ten pickup to „dojrzała” konstrukcja. Buchanka ma 55 lat, a Zamyad równe 50. Sprzedaż Z24 – na przekór rynkowej tendencji – w 2019 r. wzrosła o ponad 14 proc. Początkowo, ten model był znany jako Nissan Junior. Produkowano go od 1970 r. zarówno w Japonii, jak i w Iranie. Produkcja w ojczyźnie Nissana zakończyła się jednak w 1982 r, a zakład w Teheranie działa do dziś. Pod marką Zamyad pickup występuje od 2003 r. Pod maską pracuje tu silnik o mocy 100 lub 90 KM. Różnica bierze się z rodzaju zasilania. Standardowo, Zamyad jeździ na benzynie, ale może być fabrycznie dostosowany do pracy na CNG. Producent nie podaje osiągów, w pickupie nie są przecież najważniejsze. Ciekawostką jest za to informacja o spełnianiu przez Z24 normy Euro 4. Samochód mierzy 4,8 m, ma pięć biegów i jest wyposażony w ABS. O poduszkach powietrznych ani słowa. Ładowność Zamyada „na papierze” wynosi rewelacyjne (i zadziwiające) niemal dwie tony. Czyżby jakiś producent wreszcie podawał realne możliwości wozu, aż do granicy złamania się? Jestem pewien, że wielu irańskich przedsiębiorców i rolników dokładnie to sprawdzało. W 2019 r. w Iranie najwięcej stracili chińscy producenci. Jak mówi mi Karolina Jakubiak, decyzja Trumpa o zerwaniu nuklearnego dealu i groźba milionowych sankcji oznaczała dla Irańczyków koniec wieloletniej współpracy z francuskimi koncernami. Naturalne zastępstwo zapewnić miał największy partner handlowy Iranu, Chiny, ale ostatni rok znowu przyniósł powody do niepokoju. Chodzi o kolejne sankcje, które tym razem obejmują również produkty z Państwa Środka. Jeszcze kilka lat temu mówiło się, że wozy z Chin mogą zalać irański rynek. Były relatywnie niedrogie, a na tle Saipy Pride i tak wydają się konstrukcjami wręcz kosmicznie nowoczesnymi. W 2018 r. chińskie marki odpowiadały aż za 17,2 proc. irańskiego rynku. Ale w 2019 r. ich udział zmalał do 7,7 proc. Firma Dongfeng zanotowała spadek sprzedaży o 70,5 proc, Brilliance o 92,3 proc, a Chery o… 99,7 proc. Minivan Brilliance Jinbei mógłby się spodobać irańskim familiom. Ale nic z tego. Życie irańskiego kierowcy nie jest usłane różami. Korki na ulicach, szalony ruch drogowy i ogromna śmiertelność w wypadkach to jedno. Drugie to wysokie ceny samochodów w stosunku do zarobków, mały wybór nowoczesnych konstrukcji (np. Citroen C3 pojawił się na liście bestsellerów dopiero na miejscu 27), a także problemy z dostępnością części zamiennych do aut. Jak mówi Jakubiak, rząd irański ma świadomość tego ostatniego problemu i niedawno zdecydował się na powołanie państwowego programu, którego celem jest wspieranie małych producentów zamienników – tak, by były wytwarzane na miejscu, a nie pochodziły z importu. Ale nawet jeśli na każdym rogu irańskiej ulicy stanie magazyn pełen części, sytuacja kierowców i branży nie będzie dobra. I nie ma perspektyw na to, by szybko się poprawiła. Statystyka sprzedaży nowych aut za bieżący rok zapewne drastycznie się pogorszy – 2020 przyniósł Iranowi nie tylko kolejne problemy gospodarcze, ale i koronawirusa. Kryzysy naftowe, które wstrząsnęły światem. Adam Torchała redaktor Bankier.pl. publikacja. 2019-09-23 06:00. aktualizacja. 2020-03-09 14:54. Uzależnienie wielkich gospodarek od ropy Dzisiaj krótki tekst, bardzo bieżący czyli znane powiedzonko “kupuj plotki, sprzedawaj fakty” w kontekście konkretnych wydarzeń. Nie muszę ukrywać, że chodzi o kwestię amerykańskich nalotów, w których zginął między innymi generał Ghasem Solejmani (قاسم سلیمانی). Tło wydarzeń Nie będę zbyt dużo rozpisywać tutaj tła wydarzeń, bo powstałby wpis na dobre dwa tysiące słów. W skrócie to 31 grudnia tłum w Bagdadzie wkroczył do “Zielonej Strefy” i zaatakował amerykańską ambasadę, zdobywając jeden z budynków ambasady, a resztę obrzucając koktajlami Mołotowa. Co prawda wszyscy podkreślają brak broni palnej, ale żeby sobie wyobrazić jak taki atak mógł wyglądać, możemy sięgnąć do fabularnego filmu “Regulamin zabijania” z 2000 roku. Tam na początku mamy scenę z ataku na amerykańską ambasadę w Jemenie. Po ataku na bagdadzką ambasadę, Donald Trump wydał decyzję o amerykańskim nalocie, w którym zginął generał-major Ghasem Solejmani, jeden z najważniejszych dowódców wojskowych w Iranie, żołnierz zasłużony w walkach z Państwem Islamskim, ale również osoba bezpośrednio wspierająca syryjskiego prezydenta Baszszara al-Asada, organizująca zamachy terrorystyczne i szkoląca bojowników takich organizacji jak Hezbollah czy Hamas. Skutki ataku czyli kupuj plotki… Te najlepiej widać na wykresie ropy naftowej: ropa Brent interwał D1; źródło: Reuters Eikon Pierwsza od prawej świeczka to świeczka tworząca się 3 stycznia 2020, zapisana około godziny 14:00. Skrajnie po lewej, najwyższa świeczka to wrześniowe (2019) ataki na rafinerie w Arabii Saudyjskiej. Co widzimy na tym wykresie? Nie śmierć generała – a zapowiedź odwetu. Tak właśnie, realizacja pierwszej części powiedzenia czyli “kupuj plotki” o eskalacji napięć w Zatoce Perskiej. Na moment tworzenia tego wpisu nie znamy planów czy zapowiedzi Iranu dotyczących zemsty za śmierć generała Solejmania – czyli właśnie typowe “kupowanie plotek” przez inwestorów. Świeczka z ataku na Arabię Saudyjską pokazałem z premedytacją, by można było ocenić, że zakres obaw jest znacznie mniejszy teraz niż wtedy. Dlaczego? Otóż atak na rafinerię odpowiadającą za 5% światowej produkcji był w tym momencie faktem, a plotki mówiły nawet o 6 miesiącach ograniczenia produkcji. Kolejne godziny przynosiły informacje, że problemy potrwają znacznie krócej, stąd ten “zjazd” ceny. W aktualnej sytuacji Iran ma szeroki wachlarz możliwości odpowiedzi na zabicie swojego generała, a tak naprawdę tylko dwie z nich będą skutkować “problemami” dla ropy. Wśród możliwych opcji mamy: Zamachy terrorystyczne na USA i jego sojuszników przeprowadzane przez organizacje korzystające z finansowania Iranu czyli Hamas, Hezbollah czy Huti; Zabójstwa amerykańskich polityków i wojskowych przez Iran bezpośrednio; Atak na instalacje naftowe sojuszników USA w regionie (zwłaszcza w Arabii Saudyjskiej); Działania zaczepne przeciwko Izraelowi; Atak na amerykańską flotę w Zatoce Perskiej; Zablokowanie cieśniny Ormuz (przepływa tamtędy 20-25% światowej produkcji ropy). Jak się pewnie domyślacie, jedynie 3. i 6. punkt bezpośrednio wpłyną na ceny ropy. Choć w przypadku bezpośredniego ostrzelania amerykańskiej floty może dojść do nowej wojny w Zatoce, więc to też jest czynnik wpływający na ropę, ale bądźmy realistami – jest to najmniej prawdopodobny scenariusz. Podobnie mało prawdopodobny wydaje się scenariusz “ruszania” Izraela – który dotychczas pozostawał poza tym eskalowanym przez Donalda Trumpa konfliktem. To punkty 1., 3. i 6. są najbardziej prawdopodobne w realizacji i to właśnie zostało “kupione” w cenach ropy w pierwszej połowie 3 stycznia 2020 roku. A jak będzie dalej? Ja tego jeszcze nie wiem, ale jak tylko się dowiem, to dam znać! Chcesz wiedzieć więcej? Więcej na temat zarówno aktualnej sytuacji w Zatoce Perskiej jak i ogólnym “kupowaniu plotek i sprzedawaniu faktów” będę mówił podczas webinaru CAPITALne rynki w środę, 8 stycznia 2020 o godzinie 11:00. Nagranie z webinaru zostanie udostępnione później dla osób zarejestrowanych, więc zachęcam do rejestracji pod tym linkiem. PodsumowanieTytuł:kupuj plotki, sprzedawaj fakty - sytuacja w Iranie 3 stycznia 2020Opis:przykład realizacji rynkowego "kupuj plotki, sprzedawaj fakty" na przykładzie rynku ropy w dniu 3 stycznia 2020 po amerykańskim nalocie, w którym zginął generał Ghasem SolejmaniAutor: Wydawca:Prywatny INV€$TOR Logo:
Ceny na rynku w Teheranie, Iranie mogą znacznie się różnić w zależności od różnych czynników, takich jak napięcia polityczne, wahania kursu walut oraz podaż i popyt. Koszt życia w Teheranie jest zwykle uważany za wyższy niż w innych miastach Iranu, ale odzwierciedla to również wyższe pensje wielu mieszkańców.
Tego jeszcze nie było! Podczas inflacji ludzie liczą niemal każdą złotówkę. Drożyzna opanowała polskie sklepy. Choć jeszcze niedawno na rynku brakowało benzyny, a kolejki na stacjach benzynowych przyprawiały o zwroty głowy, dziś zamiast panicznego wykupowania paliwa, wielu decyduje się na gromadzenie cukru brakuje w sklepach? Jak powiedział Jacek Sasin w czwartek 21 lipca, ma być to wina zagranicznego kapitału, a puste półki widziane są tylko w niektórych o brakach w wielkich sieciach handlowych, które są kontrolowane przez zagraniczny kapitał. My wiemy, że duże zagraniczne podmioty chętnie zaopatrują się u zagranicznych producentów, mają swoich dostawców - cytuje polityka jest jednak nieco inna i coraz więcej osób skarży się na braki w sklepach, nie tylko supermarketach. Niepokój podżega rosnąca cena tego produktu. Oprócz inflacji, powodem może być również masowe wykupowanie cukru przez spanikowanych klientów. Niektórzy robią to również dla własnych korzyści zarobkowych. W sieci już trwa "nielegalny handel" słodkim białym sprzedają cukier w sieci. Powalające cenyPolacy sprzedają cukier w sieci. Na jednej z grup Facebookowych "Ogłoszenia Toruń", pojawił się wpis ze zdjęciem bagażnika wypełnionego cukrem. Mężczyzna, który opublikował fotografię, oferuje sprzedaż brakującego produktu po kosmicznych nie wierzą w to, co widzą. Wpis zebrał już ponad 200 reakcji i mnóstwo komentarzy. "Biznesmen" z Torunia napisał: "Sprzedam cukier". Podał też cenę za kilogram lub pięć jedno opakowanie chętni mogą zapłacić 12,50 zł, a za pięć 55 zł. Cena zwala z nóg, zwłaszcza, że w sklepach cukier kosztuje zdecydowanie mniej. Jak podaje Biedronka, kilogram cukru można kupić już za 3,49 zł. Robiąc zakupy przez internet, możemy liczyć się z kwotą 5-7 zł/ z Torunia zastanawiają się, czy ogłoszenie nie jest zwyczajnym żartem. "Boże jedyny, to żart?! Interes teraz na sprzedaży cukru?", "I właśnie przez takich nie ma potem cukru w sklepie", "To tak na serio czy żart? Bo teraz to zgłupiałam" - chyba jesteś niepoważny kolego, kiedyś sam będziesz szukał dalej i ceny w górę. Łatwo Wami ten biznes, bo cie ludzka nie zna granic!!!!I takie coś powinno być także: Erytrytol. Najzdrowszy zamiennik dla cukruOceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze miesiące temu tankowali paliwo do taczek i czego tylko się da. Teraz cukier. Chory Kraj z chorymi ludźmi. Sami nakręcacie spiralę podwyżek a rządzącym o to chodzi. Dajecie im podwaliny do tego aby was doić i przyzwyczajać do tego że tak musi być. Cukier jako lokata kapitału chachacha - nagromadzicie to wam skamienieje i będziecie kilofami rozbijać chachacha A na własne potrzeby to niby ile wy tego cukru zużywacie? Kilogram na miesiąc na osobę (może, ew. 2 kilopgramy). W Biedronce jest (tzn: BYŁ) po nieco ponad 3 zł a w zwykłych sklepach jest po nieco ponad 4 złote. Zrobicie więc GIGANTYCZNĄ oszczędność: 2 złote na osobie na miesiąc - całe SZEĆŚ GROSZY DZIENNIE chachacha. Ludzie, wam zdrowo odwaliło. Minimalna pensja na godzinę to ok. 15-17 zł netto. Godzina Waszej pracy jest równa oszczędnościom z ok. 250-300 dni różnicy ceny na używanym cukrze. A ile staliście w kolejce w Biedronce? Lepiej ZNAJDŹCIE sobie dodatkową robotę a nie róbcie takich dziadowskich oszczędności - sześć groszy dziennie...chachacha Cukier jako lokata kapitału chachacha - nagromadzicie to wam skamienieje i będziecie kilofami rozbijać chachacha A na własne potrzeby to niby ile wy tego cukru zużywacie? Kilogram na miesiąc na osobę (może, ew. 2 kilopgramy). W Biedronce jest (tzn: BYŁ) po nieco ponad 3 zł a w zwykłych sklepach jest po nieco ponad 4 złote. Zrobicie więc GIGANTYCZNĄ oszczędność: 2 złote na osobie na miesiąc - całe SZEĆŚ GROSZY DZIENNIE chachachaI tak co roku jest to samo z tym cukrem jak tylko zbliżają się przetwory to już cukier do góry, szkoda się denerwować, a jeszcze nie dawno na tydzień przed tym szałem mówiłam do męża jest coś nie halo bo wszystko podrożało a cukier nie a tu masz niespodziankę, bym napisała coś więcej ale pewnie i tak nie uwierzycie. Pozdrawiam wszystkie franciszki i barbary wykupiły cukierDlaczego mowi sie janusze i zmiane na przykład franciszki i cenowe -to produkt inflacji.......................... W czasie 1,5 % inflacji ( pozdrawiam prof Balcerowicza)takie operacje "finansowe" nie były po prostu opłacalne.!!!!!!!!!!!!!!!!Dlaczego Janusz? Łosie są Ci co kupują po takich to mamy DOBRĄ ZMIANĘ pisowskąCukier krzepi a wódzia jeszcze lepi(ej)Wszystkie te wrzutki o brakach to robota pr. picowego wiadomo im wszystko droższe tym im wiecaj wpada do puli aby oplacic klakieriw na głosy, zaraz bedzie brak soli, maki i herbaty ..jak za solidaruchowa tak robila w Polsce Ludowej i nikt nie byl karany. Teraz ta sama banda chce aby karac ludzi za przesiebiorczosc. To jest wlasnie demokracja w wydaniu wolakow